Home

michalstepien II

Teoria wina

Jak powstało wino? 

Zacznę od tego, że potrzeba pisania budzi się wówczas gdy usłyszysz zdanie słuchaczy twoich opowieści iż warto byłoby to zapisać, utrwalić, przekazać innym których w życiu nie spotkasz.

Zająłem się winem z przypadku. Podobnie wino według mojej teorii jest wynikiem wydarzenia które nie było do końca kontrolowane. Wyobrażam sobie to tak, iż rdzenny mieszkaniec Mezopotamii osiem tysięcy lat temu lub sześć tysięcy lat przed naszą erą znalazł owoce winorośli w lesie. Chodził tam by zdobyć żywność. Próbował wielu sposobów na uzupełnienie układu pokarmowego od polowań na zwierzęta po wędrówki w celu poznania smaków tego co przyroda wykłada na tacy w dojrzałej postaci kuszącej kolorami. Tak trafił na roślinność pnącą się dążąc do słońca wśród drzew,a między liśćmi lśniły grona zachęcające do spróbowania.W smaku treściwe gdyż z lekkim słodem trafiły do sakwy później do naczynia glinianego by towarzyszyć w trakcie wieczoru pod chmurką tuż przy boku jako smakołyk do podgryzania. Ów mieszkaniec Mezopotamii zapomniał jednego wieczoru o owocach opisywanej rośliny i pozostawił zawartość glinianej misy na procesy bardzo obecnie pożądane aby samoczynnie powstawały. Mam na myśli fermentację wynikającą z działania dzikich drożdzy będących na skórkach winogron. To oczywiście musiało trochę trwać tak by doszło do odpowiedniej reakcji. Powstał moszcz, czyli sok winny już lekko słodki z kwasowością delikatną. On, mieszkaniec Mezopotamii spróbował go, ucieszył się ciekawym smakiem i tak zaczął przyglądać się owym procesom by je doskonalić w każdym etapie.

Jak było ze mną? 

Teraz już wiem co mnie łączy z tym człowiekiem. Też wpadłem na wino przypadkiem. Było to wcześnie bo wieku 12 lat. Wyjeżdżałem wówczas z rodzicami na Węgry na wakacje. Kraj znany wówczas z dobrej jakości kwater, piwnic i ich zasobów. Otrzymałem propozycję odwiedzenia lokalnego producenta win ze szczepu furmint od mojej siostry i jego ówczesnego chłopaka. Poszedłem czemu nie. Piwniczka była ciekawa, pachniało owocami, oczy moje wpatrzone były w wielkie beczki wypełnione trunkiem po brzegi. Naszym sposobem na przetransportowanie wina było przelanie go do baniaka po soku kiwi popularnego zresztą wtedy jako towar z zagranicy. Nabyliśmy 5 litrów lokalnego wina i wróciliśmy na kwaterę. Po spożyciu czułem się jak Dom Perignon po tym gdy spróbował jak legenda głosi pierwszego wina musującego i krzyknął na cały klasztor: Widzę gwiazdy!

0
Pasja do wina
Zamawiamy wino